I APARTAMENT - SZCZĘŚCIE
545.000zł
APARTAMENT 1
SZCZĘŚCIE
Wrócił do mieszkania po kolejnej nocnej zmianie. Robota w największej raciborskiej fabryce powoli zaczynała wychodzić mu bokiem. Ciągłe zmęczenie, wyśrubowane normy, brak jasnych zapisów w regulaminie awansu na wyższe stanowiska i, chyba najważniejsze, niskie wynagrodzenie. Gdyby nie kredyt, nigdy nie opuściliby kawalerki, nadal żyliby na trzydziestu kilku metrach kwadratowych.
Zdjął buty, odłożył plecak, po czym ruszył do kuchni. Zapach świeżo zaparzonej kawy... Coś wspaniałego. Żona przyrządzała najlepszą na świecie, mocną, aromatyczną, mieloną przed kilkoma minutami, z dużą ilością mleka, ale za to bez chociażby grama cukru. Musiał dbać o formę, zwłaszcza po ostatnich badaniach kontrolnych. Lekarz ostrzegł, że jeśli nie zmieni nawyków żywieniowych, to wyląduje na intensywnej terapii. Proszę nie liczyć na szczęście, trzeba mu dopomóc, właśnie tak powiedział.
Szczęście?
Ostatnio został zdegradowany, stracił stanowisko lidera grupy. Nie zrobił nic złego, przeciwnie, dawał z siebie wszystko, ale kierownik szukał miejsca dla jednego ze swoich funfli. Zmarł mu przyjaciel, ten najlepszy z najlepszych. Kurs franka szwajcarskiego skoczył do niebotycznych wartości, tak, że rata kredytu podrożała o czterdzieści procent. Ktoś mówił o szczęściu?
Zdawał sobie sprawę z tego, że musi znaleźć dodatkowe zajęcie, że jeśli nie przyniesie do domu więcej pieniędzy, stracą apartament. Banki potrafią być bezlitosne, nie zważają na sytuację życiową klientów. Musiał zdobyć kasę, bo przecież już teraz zalegał ze spłatą trzech ostatnich rat, a górka rosła i rosła, powoli sięgając nieba.
Wszedł do kuchni, ucałował żonę, następnie ruszył do pokoju syna i... poczuł ukłucie niepokoju. Usłyszał dźwięk skrobania, jakby ktoś szorował podłogę. Co jest grane? Malec powinien jeszcze spać, tym bardziej, że zegar wskazywał dopiero siódmą. Szczury? W nowym apartamencie? Nie, to niemożliwe, choć z drugiej strony...
Wszedł do środka i... Malec siedział na podłodze, dłubiąc w ścianie plastikową łyżką. Wszędzie mnóstwo kawałków tynku, pyłu, kurzu. Pracował bez wytchnienia, z alarmującą determinacją, jakby nie liczyło się nic więcej prócz tego, co chciał znaleźć pod grubą warstwą zaprawy. Wreszcie na niego spojrzał i zawołał:
- Tata! Tata!
Wziął syna w ramiona.
- Hej, kolego, co się dzieje?
Spojrzał na ścianę, na goły beton i... Dostrzegł cyfry, jakiś kod, może wzór. Nie miał pojęcia, na co patrzy, widział tylko ciąg liczb przedzielonych średnikami. Dokładnie sześć i... od razu skojarzył liczby z totalizatorem. Sześć z czterdziestu dziewięciu. A gdyby tak... Nie, to kompletnie bez sensu, przecież nigdy nic w życiu nie wygrał, nigdy nie miał szczęścia. A może?
Po śniadaniu wysłał kupon, bez wiary, ale z nadzieją. Paradoks, co? A wieczorem, kiedy jechał do pracy firmowym autobusem i gapił się w wyświetlacz komórki, po plecach spływały mu strugi potu.
Jest pechowcem. Od zawsze.
Spiker zaczął czytać wylosowane liczby.
A może...
REZERWACJA LOKALU
Przemysław Wiluś Wilczyński